poniedziałek, 3 grudnia 2012

na gorsze wieczory - czekolada




i wtedy pojawia się ktoś.
Ktoś.
KTOŚ.
Rzecz jasna, ktoś najmniej odpowiedni. Najmniej stosowny. I własnie ktoś taki...KTOŚ TAKI....
wywraca świat do góry kołami...


Okazuje się, że cała równowaga jest względna. Że to nie bastion. To nie fundament. To tylko łata na sercu. Pokłutym. Zdeptanym. Smutnym sercu. Lód. Stal. Zbroja.
A potem zjawia się taki Ktoś i go topi. I leczy rany. I przynosi dawno zgasłe pragnienia, budzi emocje...
Możemy nawet nie chcieć. Możemy się bronić. Albo nie zauważyć.
Możliwe, że nie zastanawiamy się nad tym. Że bierzemy łapczywie to co Ktoś daje i nawet nie spostrzegamy tego, że zaczynamy prosić o dokładkę. 
Wiecie jak to jest, nie wiedzieć, że lód serca topnieje? Nie wiedzieć, że już nie ma fortecy i że stajemy się całkowicie bezbronni, spragnieni, otwarci, bezsensownie szczerzy i niepodejrzewający ataku....
To jest tak, że siedzi się z dumnie wypiętą piersią na swoim papierowym murze obronnym, chroniącym serce przed falą uczuć, która zalewa cały wszechświat.....potem się już tylko tonie.
To jest tak, że otwiera się rękoma klatkę piersiową i pokazuje się płuca, żebra, serce, żołądek i nie myśli się o tym, że ktoś w ręku trzyma garść soli.
To jest tak, że w głowie budujemy taflę lodu, po której tańczymy na łyżwach, skacząc skomplikowane piruety nic nie podejrzewając, że połamiemy zaraz obie nogi.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Taka trochę bajkowa historyjka. Lekka i przyjemna opowiastka o tym, że w życiu trzeba trzymać się tego co się kocha, tego co się potrafi i tego co nam podpowiada nasz wewnętrzny głos. A przecież każdy z nas ma taki głos w sobie, który sprawia, że idziemy naszą drogą. Czasem zabłądzimy, czasem napotykamy jakieś trudności, ale każdy z nas wybiera swoją drogę. I dopóki ten nasz pomysł na nas samych, nikogo nie rani, to wszystko jest w porządku.
Ten film jest jak skrawek życia. Zawsze jest tak, że stabilność w końcu zostaje zachwiana a odnaleziony spokój znowu napełniają niepokojące myśli. I często się tak dzieje przez miłość. Przez pragnienie bycia z kimś. KIMŚ.



Czekolada jest staraniem się o to, żeby rzeczywistość wokół nas była lepsza. Gdy staramy się o siebie, o innych. Gdy dbamy o ludzi i przejmuje nas otoczenie. Czekolada jest dla tych, którzy przestali myśleć o sobie. Którzy pragną miłości. Dla tych co chcą ulepszać świat wokół siebie.
A jednocześnie czekolada jest pokusą, czymś zakazanym, zgubnym...
...ale ponieważ to bajka, to i bajkowe ma zakończenie. Do tego śliczna muzyka i piękne aktorstwo. Należy więc oglądać i uśmiechać się marząc, że następnym razem to nam przytrafi się ta historia...że to nam trafi się właśnie TEN kawałek czekolady ;)







środa, 10 października 2012

Singiel singla pogania

Jakie macie wyobrażenia o wchodzeniu w związek? Jak to się powinno dziać? Czy to powinno się JAKOŚ dziać? 
Czy może być na to plan?

Kobieta singiel (a może należałoby napisać singielka?) i mężczyzna singiel. 
Załóżmy, że oboje mają po 30 lat, że lubią podróże, filmy Finchera, mają swoje mieszkania, swoje pensje, samochody, karnety do siłowni, lodówki z ulubionym jedzeniem, które co wieczór przygotowują....każde dla siebie...dlaczego nie są parą? - Bo się nie znają. 
A co jeśli się poznali? 
Zróbmy tak, że idą ze sobą na kilka randek - na spacer po parku, do łóżka, na kolację. Wymieniają poglądy na temat wychowania dzieci, polskiej emigracji, ustawy antyaborcyjnej i człowieka w kosmosie. Są sobą zainteresowani, po ulicy idą razem a jednak wracają do swoich oddzielnych żyć.
Oddzielnie.

I co wtedy? Czy są parą? Kiedy się nią staną? Czy stali się nią przez wspólny seks? Czy staną się dopiero gdy razem to ustalą? A może każde z nich ma inne na ten temat zdanie?

Według niej związek zacznie się gdy on wyzna jej miłość lub przedstawi ją swoim rodzicom. Oba warunki konieczne, mogą nastąpić jednocześnie. Ewentualnie wtedy gdy pozna ją ze swoim synem z pierwszego związku.
Według niego związek zacznie się gdy ona zrobi mu wspaniały obiad, tuż po wspaniałym seksie i wieczorze wśród jego znajomych, na którym każdy był nią zachwycony - o czym on oczywiście zostanie poinformowany przez najbliższego przyjaciela i stwierdzi, że faktycznie - mógłby się w niej zakochać.

Dwie różne osoby. 
Dwa podobne życia. 
Jedno wspólne oczekiwanie - być z kimś. Dzielić się, grzać, całować, wspierać, patrzeć sobie w oczy, wracać do siebie myślami, nie myśleć, być. Razem.

Myślicie, że mężczyźni chcą tego samego co kobiety?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

W krótkiej historii "Archipelag Rynek. Czyli pamiętnik Brygida Dżonsa", Sławomir Łuczak stara się mnie przekonać, że mężczyźni single chcą tego samego co kobiety tegoż stanu. Że tak jak ja, tak i bohaterowie jego powieści czekają na wielką miłość. Czekają na uczucie prawdziwe, szczere. Na pożądanie, oddanie i wierność. Na partnerstwo, wsparcie, zaufanie. Rozmowy o niczym, telefony po 22, głupie i szalone SMSy, wstydliwe i jeszcze bardziej szalone MMSy. Na chodzenie za rękę, na całowanie się na ulicy, na dawanie sobie prezentów bez okazji. Na wspólne czytanie książek w jednym łóżku, na wspólne łóżko. Czekają na wspólne dni, wieczory i na wspólne wakacje. Czekają...

Trochę humorystycznie, przytaczając wiele szczegółów i tajemnic z życia swoich bohaterów, co do których istnienia nie mam najmniejszych złudzeń, Łuczak zaplata pajęczynę. To cała sieć wydarzeń, myśli, historii przeplatanych kuflami piwa i rozmowami o kobietach. A może raczej to cała sieć rozmów o kobietach, bo to wokół kobiet zbudowany jest dialog kumpli z niewielkiego pubu "Vis a Vis". Łuczak plecie sieć a mnie się z czasem wydaje, że on po prostu...plecie. Pewnie, że czasem zabawnie i często przekonująco, ale to takie....plecenie. Bo jakkolwiek wierzę, że oni tam naprawdę siedzą w tym pubie i gadają i piją, to jakoś im bliżej końca tym mniej im wierzę. I z czasem mam już wrażenie, że Łuczak nie opisuje rzeczywistości tylko plecie ripostę na kobiecą literaturę o samotności i niespełnieniu. Jakby chciał powiedzieć - to nie tylko Wy, kobiety, możecie czuć się samotne! Nie tylko Wy czujecie się chujowo! Nie tylko Wy miewacie złamane serce, dość wszystkiego i pusto w lodówce. Łuczak wyżywa się na kobietach, bo te z jego powieści są "złe" - one porzucają, zdradzają, nie chcą. Są tam zgryźliwe panie redaktorki, zabiegane i zapracowane dziennikarki - wszystkie singielki, szukające swoich "połówek".

I to nie jest o samotności. Ani o niespełnionych marzeniach. To nie jest o strachu. Ani o obawach rodzących się oczekiwań...To jest próba przekonania mnie, że jesteśmy tacy sami. A nie jesteśmy. Dlatego kobiecą literaturę o samotności i niespełnieniu można tłumaczyć na wiele języków ale nie można odmieniać przez płeć. Ja Łuczakowi nie uwierzyłam.

Archipelag Rynek - Sławomir Łuczak

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Zgodzę się z Łuczakiem, gdy mówi, że nie zawsze trafiamy w dziesiątkę, że czeka nas w życiu trochę rozczarowań i smutku...ale ja chcę próbować, starać się, chcę się otworzyć - żyć, całować, kochać! A Łuczak? Łuczak siedzi w "Vis a Vis", z kumplami, przy piwie.

piątek, 8 czerwca 2012

bo nie wszystko można zrozumieć

Co w życiu jest najważniejsze? Co? 
Powiecie, że rodzina? NIE.
Powiecie, że dom, dzieci? - NIE.
Powiecie - robić to co się kocha? - NIE.
Możecie wymieniać ale to tylko będą pośrednio prawdy o tym CO JEST W ŻYCIU NAJWAŻNIEJSZE. 


Czym jest samotność? Jak to jest nie czuć się samotnym? Czy może czuć się tak jedynie osoba, która nikogo nie potrzebuje? Czy można świadomie odrzucić potrzebę bycia z drugim człowiekiem? Zadeklarować, że nikt nie jest mi potrzebny? Czy można ogłosić swoją niezależność, niepodległość i bycie samemu jako wystarczające, jako to, naprawdę TO czego chcemy? Jestem sama! Stanowię o sobie sama! Decyduję o wszystkim sama! Radzę sobie ze wszystkim sama! Nikt nie jest mi potrzebny. Nie, wcale nie czuję się samotna.
...czy ktoś w ogóle potrafi tak żyć?
"...to nienormalne. To hipokryzja. Pozerstwo!"
Ale zrozumie to tylko ten, kto poczuł samotność. Ten kogo ta samotność przygniotła. Położyła na łopatki. Zrozumie to tylko ten.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Po raz pierwszy widziałam ten film gdy byłam nastolatką. Już miłość dwojga dorosłych ludzi była dla mnie wystarczająco dziwaczna i niezrozumiała. Nie mogłam pojąć co takiego jest w tym filmie, że moja mama zalewa się na nim łzami. Że postrzega go jako arcydzieło. Więc wracałam do tego filmu. Znowu i znowu. I mimo, iż wydawało mi się, że jestem coraz bliżej odkrycia "prawdy" to jednak wiem dziś, że byłam nadal bardzo daleko.

Parę dni temu odwiedziła mnie przyjaciółka. Przyniosła mi kwiaty. Powiedziała mi, że mnie kocha i że bardzo jej na mnie zależy.

Uświadomiłam sobie, że wybory jakich dokonałam wynikały z całego mojego jestestwa, że nigdy nie zmieniłabym zdania, że gdyby czas się cofnął zrobiłabym to samo. Że to moje szczere, świadome wybory dyktowane sercem, duszą. Podejmowałam je po to by być szczęśliwą. I choć kosztują mnie teraz...czasem... to i tak nie zrobiłabym inaczej.
I wiecie co? Zrozumiałam. Dziś zrozumiałam. I powiem Wam też, że już wiem co jest najważniejsze w życiu. W tym życiu pełnym podejmowania decyzji, pełnym skomplikowanych, niełatwych wyborów. W życiu najważniejsze jest pozostać wierną swoim wyborom. Bo nasze wybory - zwłaszcza te najtrudniejsze, wynikają z przemożnej siły naszego całego wszechświata. I powiem Wam coś jeszcze - jeśli nie przepełnia nas pewność aby zrobić krok to nie musimy go robić. Lecz jeśli go robimy, bo czujemy, że nie możemy stać w miejscu to pamiętajmy, że tym krokiem wyrażamy siebie. Nie żałujmy decyzji. Nie żałujmy tego, że postanowiliśmy być sobą. Bądźmy sobie wierni. Oto co jest najważniejsze nawet jeśli bardzo trudne ;)








czwartek, 12 kwietnia 2012

Wszystko przez to, że boimy się kochać

Jak to jest?
To jest tak jakby kolejne uderzenie serca miało wstrząsnąć całym ciałem...jakby ściany miało powalić...
To jest tak jakby żołądek zwinął się w spiralkę a wszystkie sprawy odstawione zostały na półkę. To jest tak jakby zawiesić w czasie wszystko pozostałe prócz tej jednej, jedynej osoby. Jakby włączyć pauzę całej reszcie. To jest tak, że wciąż jest mało czasu...wspólnego czasu. To jest tak, że nie chce Ci się gadać i nie masz pojęcia co zrobić żeby ten czas, który macie nie przepadł. I przychodzi taki moment, że wszystko co stanie się później jest już jasne. To jest tak, że już wiesz, że ta druga osoba jest i będzie. I boisz się. Strach podchodzi do gardła i dławi od środka. Czasem. Często. To jest tak, że boisz się na zapas tego, że może wydarzyć się coś co was rozdzieli. Dławi myśl, że może stać się najgorsze - że nawet nie dowiesz się, że nie zdążysz. I to jet własnie tak - że przepełnia Cię jednocześnie lęk i błogość, strach i odwaga aby brać pełnymi garściami to co możesz tu i teraz. To jest tak, że jest w Tobie pełno sprzeczności. Nie rozumiesz tego ale nawet się nie starasz. Nie jest ważne rozumieć tylko być. To jest tak, że najważniejsze to być razem. I szukasz sposobów, miejsc, czasu i serce bije coraz mocniej.
I jest też smutek i złość. To się bierze z zazdrości. Z niesprawiedliwości. Z lęku. Miliony obaw pchają łzy do oczu. Boimy się mówić sobie szczerze. Tak się nie robi. Nie wkracza się w życie innej osoby jeśli się nie zostanie zaproszonym. A nawet z przyzwoleniem nadal mamy skrupuły, nadal mamy obawy. Nadal jest bariera. I strach przed odrzuceniem, przed niespełnieniem.
Wiesz jak to jest.
Tak jest.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Obejrzałam dziś ten film drugi raz. Sama. Przed południem. Wylałam wiadro łez. Poczułam skurcz w brzuchu. Wydałam kilka krzyków, których nikt nie usłyszał: "Ja też", "Tak", "Dokładnie tak", "Rozumiem"...
Nadal mi się ręce trzęsą.


piątek, 30 grudnia 2011

Żyjąc w oczekiwaniu

Trochę nieobecna i zawieszona a jednocześnie przecież wiem, że wszystko muszę dobrze przemyśleć, bo gdy w końcu nastąpi ten wyczekiwany dzień wszystko powinno być gotowe. Więc trzymam mocno koncentrację na moim punkciku na osi. Jednak krążąc jedynie dookoła niego nie chcę aby umykało mi to co dzieje się dookoła mnie. Skupiona na tym co ma się wydarzyć nie tracę nic z tego co się wydarza. Przeżywam, wypijam, wysączam aż brak mi na to czasu, brak czasem też siły, bo opadam ze zmęczenia a wiem, że miałabym jeszcze coś do wyciśnięcia z tego dnia. I pojawiający się żal. Nie za tym czego nie udało mi się doświadczyć dziś ale za tym czego na pewno nie uda mi się dotknąć jutro...i marzenie o tym, że gdy przyjedzie w końcu TEN DZIEŃ, uda mi się wszystko! Wiara i nadzieja, że mimo iż będzie inaczej i na pewno trzeba będzie się przyzwyczajać do nowej sytuacji i reorganizować swoje życie to jednak optymistyczna wizja, że po nadejściu tego oczekiwanego czasu wszystko się zmieni na lepsze. Bo może nadal nie będzie czasu na to aby wszystkiego co chcę doświadczyć, spróbować, poczuć...to jednak wciąż na bieżąco będę przeżywać to na co czas swój sama przeznaczę. Bo najważniejsze aby w oczekiwaniu na jutro nie umykało nam dziś.


I to z pewnością bardzo miłe tak sobie marzyć o tym, że jest dobrze i będzie dobrze a nawet jeszcze lepiej...i to z pewnością jest napędem dla wielu ludzi w gorszych i lepszych czasach. To z pewnością dodaje odwagi w podążaniu do celu. Tylko z pewnością nie wiemy co się wydarzy. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jak bardzo ten film mną poruszył nie jestem w stanie wyrazić słowami choć rzadko mam z tym problem. I wcale nie TO co się okazało, lecz treść, która opowiadała tą historię. Ludzie, którzy wywierali wpływ na bohaterkę nie przez to co uczynili jej ale przez to co zobaczyła, że robią. Wydarzenia, które ukształtowały jej decyzje. Wszystko jakby się zadziało "poza nią", jakby nie miała na to wpływu, jakby nie mogła od tego uciec albo tego ominąć. A ona - niewyobrażalnie silna kobieta. Nic innego mi nie przychodzi do głowy. I druzgocząca prawda. Zakończenie, które znamy, którego się domyślamy. Które nie pozostawia w nas spokoju. Które rujnuje nasz światopogląd. Rujnuje wiarę i nadzieję. Niszczy wszystkie wysiłki, jakie wkładamy w oczekiwanie na ten dzień - TEN JEDYNY DZIEŃ, który ma się wydarzyć.


sobota, 3 grudnia 2011

Życie. Pasja. Modigliani.





Życie pełne pasji. Życie pełne emocji. Czasem skrajnych lecz jakże fascynujących. Życie niebezpieczne, niepewne jutro, zimny poranek, pusta butelka...któż chciałby tak żyć?
Ja?
Nigdy nie chcę powiedzieć o sobie, że czegoś żałuję. Nigdy nie chciałabym przyznać, że zmarnowałam coś bądź przed czymś stchórzyłam....czy trzeba być nazwanym głupcem, żeby móc tak żyć? Czy trzeba być nazwanym innym? Dziwnym? Wariatem? Czy trzeba się stać tą złą - niedobrą...


W głębi nas samych każdy przecież jest trochę wariatem. Przecież każdy czasem pragnie tego czego nie ma - czego nie ma obok niego. Dla czego musiałby poświęcić coś co ma. Coś musiałby stracić. Nie chodzi o dokonywanie wyborów lecz o karmienie emocji. Przecież każdy z nas ma emocje, które zna tylko on sam. Często inne. Często takie same. Czy to znaczy, że jesteśmy wariatami gdy chcemy aby te emocje żyły?...zawsze...Mimo lat, które nieubłaganie mijają. Mimo ludzi, którzy odchodzą. Mimo tych co od nas coś chcą. Mimo tego jak wiele się od nas wymaga. Jak wiele musimy robić by wychować nasze dzieci. Czy musimy zostać nazwani wariatami gdy chcemy karmić swoje emocje? Głupimi wariatami. Marzycielami., którzy nie chcą się pogodzić z tym, że czas na marzenia minął wraz z wejściem w wiek dojrzały...wraz z zakończeniem szkoły, wyprowadzeniem się od rodziców. Dlaczego CI wariaci tego nie rozumieją? Dlaczego nie potrafią zrozumieć, że czas na emocje, marzenia i pływanie nago w jeziorze minął. Dlaczego?


Nie chcę żyć jak cień. Jestem cieniem swoich emocji. Ledwo ich zarysem. Jakimś majakiem. Wciskam je wszystkie gdzieś..nie wiem gdzie...gdzieś wgłąb samej siebie. Im bardziej je wciskam tym bardziej wyłażą na boki. Im bardziej tłumię tym bardziej przestaję być sobą. Nie chcę nie być sobą. Nie chcę udawać. Nie chcę nigdy powiedzieć, że czegoś żałuję lub, że przed czymś stchórzyłam.


Dlaczego nigdy nie chciałam być bogata tylko szczęśliwa? To byłoby o wiele prostsze. 


Czy każdy w sobie samym jest przekonany o własnej niepowtarzalności? O własnej wyjątkowości? Czy każdy musi się upewniać o tym? Jak to jest?
Czy żeby być szczęśliwym trzeba się dzielić? Z kimś kogo cieszy to samo? Z kimś kto tak samo myśli i tak samo rozumie? Czy wystarczy być obok ukochanej istoty aby poczuć ukojenie czy trzeba usłyszeć, że ona też czuje to samo? Kiedy już wiadomo bez słów, że jest się zrozumianym? Jak to jest gdy tak jest zawsze? Czy to się zmienia czy już zawsze tak jest? Czy jak się kocha to czy to wystarcza aby wszystko zrozumieć? Czy wystarcza kochać jedną istotę czy trzeba też być przez nią kochanym?


Co robisz gdy szklanka jest pusta a obok stoi pełna butelka? 
A co gdy butelka też pusta?


Jedno życie.
Pomyśl o tym.
Żeby nigdy nie powiedzieć, że stchórzyłaś.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Ktoś mi ostatnio powiedział, że mam łatwość otwierania się. Że otwieram się. Dziś oglądałam film "Modigliani - pasja tworzenia". Otworzyłam się. Obudziły się we mnie emocje. Te, które gdzieś w sobie tłumię. Te, które zdecydowałam tłumić. Chciałabym się otworzyć w sposób niekontrolowany. Chciałabym wypuścić z siebie to co ściskam. Chciałabym wypełnić się sobą. Stać się sobą. Być sobą. Myślę, że Modigliani był sobą.

- Amadeo Modiglini, jesteś szalony?
.....
- Wiedziałem!

piątek, 11 listopada 2011

Przedmiot w roli głównej

Zrobić sztukę a nie packshot

I nie chodzi wcale o to aby tchnąć życie w przedmiot ale o to aby stworzyć jakiś klimat, opowieść, coś niebanalnego...coś mniej banalnego od leżącej na desce szynki wieprzowej za 13,99 zł za kilogram.
Spróbować nie tyle zaaranżować czy bawić się scenografią co zrealizować jakiś nieprzyziemny, piękny i nieoczekiwany projekt fotograficzny...Trudne? Szalenie! Ale temu panu się to udaje!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Toby McFarlan Pond


Jeden z najbardziej rozchwytywanych angielskich fotografów. Działa w świecie mody, muzyki, fotografii. Z przedmiotami obchodzi się z tak niezwykłą dbałością jakby to byli najznamienitsi ludzie. Nie nadaje im charakteru a wydobywa go, nie tworzy rachitycznej scenografii tylko grę światłocieni, która staje się narratorem jego fotograficznych opowieści. Do pracy podchodzi z wielką odpowiedzialnością, choć jest to praca komercyjna.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Fotograficzne historyjki 


Na początek zapraszam na chwilkę zwolnienia...zamiast porcji informacji na porcję zadumy :)



....to opowieść o tym jak któregoś ranka w porcie pojawił się gość, dobrze ubrany ale ciut szary na twarzy. Przy pomoście wznosiło się kilka niewielkich domów i tawerna. To własnie zdaje się z niej wyszedł. Nie zataczał się jak inni wychodzący - rybacy. Nie miał jak oni brody ani obdartej czapki na głowie. Szedł w stronę morza z rękami w kieszeniach płaszcza. W zupełnie odwrotnym niż wszyscy kierunku. Rozpięty płaszcz wpuszczał do środka mroźne, rześkie morskie powietrze a facet się lekko kulił. Gdy już miał minąć budynek tawerny nie wiadomo dlaczego postanowił zdjąć buty. Wysokie, skórzane - nie to co noszą obdarci rybacy! Dalej facet poszedł boso - w eleganckich, dobrze dobranych kolorystycznie do ubrania skarpetkach. Stąpał lekko jakby nie pamiętał przepitej lub nieprzespanej nocy. W pewnym momencie wspiął się na czubki palców i...zniknął.
Do tej pory zastanawiam się gdzie on jest.





Polaroid do sesji Gucci Her Dark Materials - moja ulubiona!

To też historia o odchodzeniu...nie wiem sama czemu Toby tak często o tym opowiada? :)
...to opowieść o tym jak nigdy nie możemy być do końca pewni zachowań czy reakcji innych ludzi i o tym jakie to jest wspaniałe! Choć dla Niej to nie był miły dzień to jednak zrozumie kiedyś, że dobrze się stało...że nigdy nie powinni być razem. On nie przyjechał, nie zadzwonił a ona niepotrzebnie paliła za sobą mosty. Mieli spotkać się tutaj i tutaj miało się wszystko zacząć. Ale wszystko się skończyło. Zostawiła ostatnią torbę i rzeczy, które jeszcze kojarzyły jej się z nim. Odeszła w butach na obcasie i płaszczu, pod którym miała jedynie pończochy...

Z humorem

To oczywiste, że powinno być z humorem jeśli idzie o pieniądze i ich wydawanie - nastrój musi sprzyjać zapominaniu o liczeniu zer na koncie..lecz czy Ci, których stać na reklamowane przez Toby`ego przedmioty, naprawdę muszą je liczyć???


 




 

Ta pani jak widać obrosła w piórka ale szarogęsi się w nich chyba za bardzo...może jakaś głupia z niej gąska? Futerko, wysoki obcas i do tego czerwone nóżki - takiej damy nie da się nie zauważyć!
















Jak już odjeżdżać to z tym co kochamy najbardziej! Oto przykład idealnie zapakowanego konia a jak widać konia można zapakować na każdą okazję! Okazji zaś jest jak wiadomo wiele różnych a zwłaszcza u pań, które kupują sobie torebki i buty na każdą z nich! Prócz ukochanych torebek nie zabierzemy co prawda już nic więcej a jednak rozstać się z nimi bardzo ciężko mimo iż leżą gdzieś stertami na dnie szafy a panie wciąż wybiegają z domu trzymając w ręku jedną i tę samą - przepastną i ulubioną!

Zdjęcia jak malowane

Sesja a`la Giuseppe Arcimboldo przez nagromadzenie miejscami przedmiotów przywodzi mi też na myśl chaotyczne obrazy Yerki ALE ten chaos jakoś mniej mi przeszkadza...jest jakoś mniej kiczowaty. Światło współgra w kadrze z przedmiotami a potem po wpatrzeniu się uważniej, tuż obok ryby wyłania się piękna biżuteria...u Yerki nie ma takich skarbów!















































I jeszcze jeden przykład stanowiący kwintesencję inspiracji utworami Arcimboldo:



I jeszcze inspiracje martwą naturą, bo jakżeby inaczej! Na początek fotografia będąca niemal dosłownym odwzorowaniem malarstwa XVII-wiecznego ale dalej już przykłady bardziej współczesne zachowane w klimacie malarstwa wanitatywnego. Tak przynajmniej mi się to kojarzy...z marnością...


























Piece of art...for me

To co widzimy powinno jak myślę, być ładne, zabawne a czasem nawet sztucznie wygładzone aby "się podobało". Panie na zdjęciach reklamowych, jak powszechnie wiadomo są "zrobione" - ich ciała "wyszparowane" a przebarwienia wyretuszowane. Gdzie indziej kolor karoserii samochodowej czy torebki od Gucciego najwyraźniej "podkręcony" ALE temu się nikt nie dziwi - tak jest. Ma być ładnie, gładko i kolorowo. Tym bardziej zaskakująca jest dla mnie jedna z ostatnich sesji Toby`ego dla najsłynniejszych jubilerów. Sami popatrzcie - czyż nie jest piękna?!







~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jaką cechę posiada dobry fotograf? Myślę, że interesują go nie tylko zdjęcia!
To życiowa pasja gdzie zamierzenia krążą nie tylko wokół techniki i ostatecznego efektu ale zaczynają się od koncepcji a wszystko opiera się na dobrym pomyśle. To mi przychodzi do głowy gdy patrzę na zdjęcia Toby`ego.