poniedziałek, 3 grudnia 2012

na gorsze wieczory - czekolada




i wtedy pojawia się ktoś.
Ktoś.
KTOŚ.
Rzecz jasna, ktoś najmniej odpowiedni. Najmniej stosowny. I własnie ktoś taki...KTOŚ TAKI....
wywraca świat do góry kołami...


Okazuje się, że cała równowaga jest względna. Że to nie bastion. To nie fundament. To tylko łata na sercu. Pokłutym. Zdeptanym. Smutnym sercu. Lód. Stal. Zbroja.
A potem zjawia się taki Ktoś i go topi. I leczy rany. I przynosi dawno zgasłe pragnienia, budzi emocje...
Możemy nawet nie chcieć. Możemy się bronić. Albo nie zauważyć.
Możliwe, że nie zastanawiamy się nad tym. Że bierzemy łapczywie to co Ktoś daje i nawet nie spostrzegamy tego, że zaczynamy prosić o dokładkę. 
Wiecie jak to jest, nie wiedzieć, że lód serca topnieje? Nie wiedzieć, że już nie ma fortecy i że stajemy się całkowicie bezbronni, spragnieni, otwarci, bezsensownie szczerzy i niepodejrzewający ataku....
To jest tak, że siedzi się z dumnie wypiętą piersią na swoim papierowym murze obronnym, chroniącym serce przed falą uczuć, która zalewa cały wszechświat.....potem się już tylko tonie.
To jest tak, że otwiera się rękoma klatkę piersiową i pokazuje się płuca, żebra, serce, żołądek i nie myśli się o tym, że ktoś w ręku trzyma garść soli.
To jest tak, że w głowie budujemy taflę lodu, po której tańczymy na łyżwach, skacząc skomplikowane piruety nic nie podejrzewając, że połamiemy zaraz obie nogi.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Taka trochę bajkowa historyjka. Lekka i przyjemna opowiastka o tym, że w życiu trzeba trzymać się tego co się kocha, tego co się potrafi i tego co nam podpowiada nasz wewnętrzny głos. A przecież każdy z nas ma taki głos w sobie, który sprawia, że idziemy naszą drogą. Czasem zabłądzimy, czasem napotykamy jakieś trudności, ale każdy z nas wybiera swoją drogę. I dopóki ten nasz pomysł na nas samych, nikogo nie rani, to wszystko jest w porządku.
Ten film jest jak skrawek życia. Zawsze jest tak, że stabilność w końcu zostaje zachwiana a odnaleziony spokój znowu napełniają niepokojące myśli. I często się tak dzieje przez miłość. Przez pragnienie bycia z kimś. KIMŚ.



Czekolada jest staraniem się o to, żeby rzeczywistość wokół nas była lepsza. Gdy staramy się o siebie, o innych. Gdy dbamy o ludzi i przejmuje nas otoczenie. Czekolada jest dla tych, którzy przestali myśleć o sobie. Którzy pragną miłości. Dla tych co chcą ulepszać świat wokół siebie.
A jednocześnie czekolada jest pokusą, czymś zakazanym, zgubnym...
...ale ponieważ to bajka, to i bajkowe ma zakończenie. Do tego śliczna muzyka i piękne aktorstwo. Należy więc oglądać i uśmiechać się marząc, że następnym razem to nam przytrafi się ta historia...że to nam trafi się właśnie TEN kawałek czekolady ;)







środa, 10 października 2012

Singiel singla pogania

Jakie macie wyobrażenia o wchodzeniu w związek? Jak to się powinno dziać? Czy to powinno się JAKOŚ dziać? 
Czy może być na to plan?

Kobieta singiel (a może należałoby napisać singielka?) i mężczyzna singiel. 
Załóżmy, że oboje mają po 30 lat, że lubią podróże, filmy Finchera, mają swoje mieszkania, swoje pensje, samochody, karnety do siłowni, lodówki z ulubionym jedzeniem, które co wieczór przygotowują....każde dla siebie...dlaczego nie są parą? - Bo się nie znają. 
A co jeśli się poznali? 
Zróbmy tak, że idą ze sobą na kilka randek - na spacer po parku, do łóżka, na kolację. Wymieniają poglądy na temat wychowania dzieci, polskiej emigracji, ustawy antyaborcyjnej i człowieka w kosmosie. Są sobą zainteresowani, po ulicy idą razem a jednak wracają do swoich oddzielnych żyć.
Oddzielnie.

I co wtedy? Czy są parą? Kiedy się nią staną? Czy stali się nią przez wspólny seks? Czy staną się dopiero gdy razem to ustalą? A może każde z nich ma inne na ten temat zdanie?

Według niej związek zacznie się gdy on wyzna jej miłość lub przedstawi ją swoim rodzicom. Oba warunki konieczne, mogą nastąpić jednocześnie. Ewentualnie wtedy gdy pozna ją ze swoim synem z pierwszego związku.
Według niego związek zacznie się gdy ona zrobi mu wspaniały obiad, tuż po wspaniałym seksie i wieczorze wśród jego znajomych, na którym każdy był nią zachwycony - o czym on oczywiście zostanie poinformowany przez najbliższego przyjaciela i stwierdzi, że faktycznie - mógłby się w niej zakochać.

Dwie różne osoby. 
Dwa podobne życia. 
Jedno wspólne oczekiwanie - być z kimś. Dzielić się, grzać, całować, wspierać, patrzeć sobie w oczy, wracać do siebie myślami, nie myśleć, być. Razem.

Myślicie, że mężczyźni chcą tego samego co kobiety?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

W krótkiej historii "Archipelag Rynek. Czyli pamiętnik Brygida Dżonsa", Sławomir Łuczak stara się mnie przekonać, że mężczyźni single chcą tego samego co kobiety tegoż stanu. Że tak jak ja, tak i bohaterowie jego powieści czekają na wielką miłość. Czekają na uczucie prawdziwe, szczere. Na pożądanie, oddanie i wierność. Na partnerstwo, wsparcie, zaufanie. Rozmowy o niczym, telefony po 22, głupie i szalone SMSy, wstydliwe i jeszcze bardziej szalone MMSy. Na chodzenie za rękę, na całowanie się na ulicy, na dawanie sobie prezentów bez okazji. Na wspólne czytanie książek w jednym łóżku, na wspólne łóżko. Czekają na wspólne dni, wieczory i na wspólne wakacje. Czekają...

Trochę humorystycznie, przytaczając wiele szczegółów i tajemnic z życia swoich bohaterów, co do których istnienia nie mam najmniejszych złudzeń, Łuczak zaplata pajęczynę. To cała sieć wydarzeń, myśli, historii przeplatanych kuflami piwa i rozmowami o kobietach. A może raczej to cała sieć rozmów o kobietach, bo to wokół kobiet zbudowany jest dialog kumpli z niewielkiego pubu "Vis a Vis". Łuczak plecie sieć a mnie się z czasem wydaje, że on po prostu...plecie. Pewnie, że czasem zabawnie i często przekonująco, ale to takie....plecenie. Bo jakkolwiek wierzę, że oni tam naprawdę siedzą w tym pubie i gadają i piją, to jakoś im bliżej końca tym mniej im wierzę. I z czasem mam już wrażenie, że Łuczak nie opisuje rzeczywistości tylko plecie ripostę na kobiecą literaturę o samotności i niespełnieniu. Jakby chciał powiedzieć - to nie tylko Wy, kobiety, możecie czuć się samotne! Nie tylko Wy czujecie się chujowo! Nie tylko Wy miewacie złamane serce, dość wszystkiego i pusto w lodówce. Łuczak wyżywa się na kobietach, bo te z jego powieści są "złe" - one porzucają, zdradzają, nie chcą. Są tam zgryźliwe panie redaktorki, zabiegane i zapracowane dziennikarki - wszystkie singielki, szukające swoich "połówek".

I to nie jest o samotności. Ani o niespełnionych marzeniach. To nie jest o strachu. Ani o obawach rodzących się oczekiwań...To jest próba przekonania mnie, że jesteśmy tacy sami. A nie jesteśmy. Dlatego kobiecą literaturę o samotności i niespełnieniu można tłumaczyć na wiele języków ale nie można odmieniać przez płeć. Ja Łuczakowi nie uwierzyłam.

Archipelag Rynek - Sławomir Łuczak

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Zgodzę się z Łuczakiem, gdy mówi, że nie zawsze trafiamy w dziesiątkę, że czeka nas w życiu trochę rozczarowań i smutku...ale ja chcę próbować, starać się, chcę się otworzyć - żyć, całować, kochać! A Łuczak? Łuczak siedzi w "Vis a Vis", z kumplami, przy piwie.

piątek, 8 czerwca 2012

bo nie wszystko można zrozumieć

Co w życiu jest najważniejsze? Co? 
Powiecie, że rodzina? NIE.
Powiecie, że dom, dzieci? - NIE.
Powiecie - robić to co się kocha? - NIE.
Możecie wymieniać ale to tylko będą pośrednio prawdy o tym CO JEST W ŻYCIU NAJWAŻNIEJSZE. 


Czym jest samotność? Jak to jest nie czuć się samotnym? Czy może czuć się tak jedynie osoba, która nikogo nie potrzebuje? Czy można świadomie odrzucić potrzebę bycia z drugim człowiekiem? Zadeklarować, że nikt nie jest mi potrzebny? Czy można ogłosić swoją niezależność, niepodległość i bycie samemu jako wystarczające, jako to, naprawdę TO czego chcemy? Jestem sama! Stanowię o sobie sama! Decyduję o wszystkim sama! Radzę sobie ze wszystkim sama! Nikt nie jest mi potrzebny. Nie, wcale nie czuję się samotna.
...czy ktoś w ogóle potrafi tak żyć?
"...to nienormalne. To hipokryzja. Pozerstwo!"
Ale zrozumie to tylko ten, kto poczuł samotność. Ten kogo ta samotność przygniotła. Położyła na łopatki. Zrozumie to tylko ten.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Po raz pierwszy widziałam ten film gdy byłam nastolatką. Już miłość dwojga dorosłych ludzi była dla mnie wystarczająco dziwaczna i niezrozumiała. Nie mogłam pojąć co takiego jest w tym filmie, że moja mama zalewa się na nim łzami. Że postrzega go jako arcydzieło. Więc wracałam do tego filmu. Znowu i znowu. I mimo, iż wydawało mi się, że jestem coraz bliżej odkrycia "prawdy" to jednak wiem dziś, że byłam nadal bardzo daleko.

Parę dni temu odwiedziła mnie przyjaciółka. Przyniosła mi kwiaty. Powiedziała mi, że mnie kocha i że bardzo jej na mnie zależy.

Uświadomiłam sobie, że wybory jakich dokonałam wynikały z całego mojego jestestwa, że nigdy nie zmieniłabym zdania, że gdyby czas się cofnął zrobiłabym to samo. Że to moje szczere, świadome wybory dyktowane sercem, duszą. Podejmowałam je po to by być szczęśliwą. I choć kosztują mnie teraz...czasem... to i tak nie zrobiłabym inaczej.
I wiecie co? Zrozumiałam. Dziś zrozumiałam. I powiem Wam też, że już wiem co jest najważniejsze w życiu. W tym życiu pełnym podejmowania decyzji, pełnym skomplikowanych, niełatwych wyborów. W życiu najważniejsze jest pozostać wierną swoim wyborom. Bo nasze wybory - zwłaszcza te najtrudniejsze, wynikają z przemożnej siły naszego całego wszechświata. I powiem Wam coś jeszcze - jeśli nie przepełnia nas pewność aby zrobić krok to nie musimy go robić. Lecz jeśli go robimy, bo czujemy, że nie możemy stać w miejscu to pamiętajmy, że tym krokiem wyrażamy siebie. Nie żałujmy decyzji. Nie żałujmy tego, że postanowiliśmy być sobą. Bądźmy sobie wierni. Oto co jest najważniejsze nawet jeśli bardzo trudne ;)








czwartek, 12 kwietnia 2012

Wszystko przez to, że boimy się kochać

Jak to jest?
To jest tak jakby kolejne uderzenie serca miało wstrząsnąć całym ciałem...jakby ściany miało powalić...
To jest tak jakby żołądek zwinął się w spiralkę a wszystkie sprawy odstawione zostały na półkę. To jest tak jakby zawiesić w czasie wszystko pozostałe prócz tej jednej, jedynej osoby. Jakby włączyć pauzę całej reszcie. To jest tak, że wciąż jest mało czasu...wspólnego czasu. To jest tak, że nie chce Ci się gadać i nie masz pojęcia co zrobić żeby ten czas, który macie nie przepadł. I przychodzi taki moment, że wszystko co stanie się później jest już jasne. To jest tak, że już wiesz, że ta druga osoba jest i będzie. I boisz się. Strach podchodzi do gardła i dławi od środka. Czasem. Często. To jest tak, że boisz się na zapas tego, że może wydarzyć się coś co was rozdzieli. Dławi myśl, że może stać się najgorsze - że nawet nie dowiesz się, że nie zdążysz. I to jet własnie tak - że przepełnia Cię jednocześnie lęk i błogość, strach i odwaga aby brać pełnymi garściami to co możesz tu i teraz. To jest tak, że jest w Tobie pełno sprzeczności. Nie rozumiesz tego ale nawet się nie starasz. Nie jest ważne rozumieć tylko być. To jest tak, że najważniejsze to być razem. I szukasz sposobów, miejsc, czasu i serce bije coraz mocniej.
I jest też smutek i złość. To się bierze z zazdrości. Z niesprawiedliwości. Z lęku. Miliony obaw pchają łzy do oczu. Boimy się mówić sobie szczerze. Tak się nie robi. Nie wkracza się w życie innej osoby jeśli się nie zostanie zaproszonym. A nawet z przyzwoleniem nadal mamy skrupuły, nadal mamy obawy. Nadal jest bariera. I strach przed odrzuceniem, przed niespełnieniem.
Wiesz jak to jest.
Tak jest.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Obejrzałam dziś ten film drugi raz. Sama. Przed południem. Wylałam wiadro łez. Poczułam skurcz w brzuchu. Wydałam kilka krzyków, których nikt nie usłyszał: "Ja też", "Tak", "Dokładnie tak", "Rozumiem"...
Nadal mi się ręce trzęsą.